30 godzin. Tyle trwał mój weekendowy wypad po Kaszubach z noclegiem nad morzem. Trasy w większości mi znajome, ale i tak udało mi się odkryć miejsca dla mnie nowe jak np Diabelski Kamień. Ponadto, z okazji tego wyjątkowego czasu jakim są najkrótsze noce w roku, wybrałem się na wczesno poranny spacer plażą. Rzeczywiście, nie ma to jak zdjęcia robione o wschodzie słońca.
Transalp sprawdził się jako wszędołaz. Gdy trzeba jest szybki na szosie (nie mogę napisać jak szybki, bo wiadomo...), a do tego przejedzie polną, leśną i szutrową drogą. To jest dobre, że nie trzeba się obawiać dziwnych skrótów, zwodniczych znaków objazdu i nagłych pomysłów typu "A teraz skręcę i pojadę tamtędy przez krzaki".
|
Diabelski Kamień nad jeziorem Kamiennym. Głaz ma 17 metrów obwodu |
|
Chwilami padało |
|
Był sobie objazd. Jechałem po znakach, gdy nagle asfalt się skończył. Ale nic to. |
|
Jezioro Żarnowieckie. Fajna plaża. |
|
Kolejny z moich skrótów. Prawda, że krajobraz nieco afrykański? |
|
Śniadanie na campingu |
|
|
|
Po 140 km czas na postój i kawę z ciastkiem |
W sumie, w dwa dni, niemal 500 km z czego około 70 km w deszczu, w tym 15 km w mega ulewie. Miałem wrażenie, że nawet kask przecieka. Woda wdzierała się każdą szczeliną. Auta jechały około 40 km/h, a jezdnia sprawiała wrażenie rzeki. Też warto było zobaczyć jak to jest. Nie było jednak szans na zrobienie zdjęcia.