poniedziałek, 2 października 2017

Trochę terenu na koniec lata

Tym razem niewiele kilometrów, ale za to około 7h na moto. Wraz z Muchem zrobiliśmy coś w rodzaju zakończenia sezonu. Miejsce: okolice Bornego Sulinowa. Program: grilowanie i jazda w terenie. Myślałem, że znam te okolice, a zobaczyłem cało mnóstwo nowych dla mnie dróg, a nawet udało nam się przez chwilę zabłądzić. Jednym słowem - udany dzień :)










niedziela, 6 sierpnia 2017

"Śladami Drakuli"

Taki tytuł będzie nosić wywiad ze mną, który ukaże się wkrótce w Aktualnościach Lokalnych.

Oczywiście będzie o mojej lipcowej wyprawie do Rumunii, którą odbyłem z Pawłem. Paweł jest z miejscowości Orzesze, a poznaliśmy się poprzez forum motocyklowe.

Relację napiszę może jesienią, a tymczasem kilka linków ze zdjęciami ze zlotowskie.pl oraz z filmami, które nakręcił, zmontował i umieścił na YT Paweł.

Galeria na zlotowskie.pl

Kanion Bicaz

Transalpina

Transfogaraska

Wycieczka w jednym filmie

Wyprawa trwała 8 dni. W tym czasie przejechałem 4.000 km.

poniedziałek, 26 czerwca 2017

Kaszuby i morze w dwa dni

30 godzin. Tyle trwał  mój weekendowy wypad po Kaszubach z noclegiem nad morzem. Trasy w większości mi znajome, ale i tak udało mi się odkryć miejsca dla mnie nowe jak np Diabelski Kamień. Ponadto, z okazji tego wyjątkowego czasu jakim są najkrótsze noce w roku, wybrałem się na wczesno poranny spacer plażą. Rzeczywiście, nie ma to jak zdjęcia robione o wschodzie słońca.

Transalp sprawdził się jako wszędołaz. Gdy trzeba jest szybki na szosie (nie mogę napisać jak szybki, bo wiadomo...), a do tego przejedzie polną, leśną i szutrową drogą. To jest dobre, że nie trzeba się obawiać dziwnych skrótów, zwodniczych znaków objazdu i nagłych pomysłów typu "A teraz skręcę i pojadę tamtędy przez krzaki".
Diabelski Kamień nad jeziorem Kamiennym. Głaz ma 17 metrów obwodu


Chwilami padało
Był sobie objazd. Jechałem po znakach, gdy nagle asfalt się skończył. Ale nic to.
Jezioro Żarnowieckie. Fajna plaża.
Kolejny z moich skrótów. Prawda, że krajobraz nieco afrykański?

Śniadanie na campingu






Po 140 km czas na postój i kawę z ciastkiem


W sumie, w dwa dni, niemal 500 km z czego około 70 km w deszczu, w tym 15 km w mega ulewie. Miałem wrażenie, że nawet kask przecieka. Woda wdzierała się każdą szczeliną. Auta jechały około 40 km/h, a jezdnia sprawiała wrażenie rzeki. Też warto było zobaczyć jak to jest. Nie było jednak szans na zrobienie zdjęcia.

poniedziałek, 19 czerwca 2017

II Zlot Honda Shadow 125 PL

Ekstra czas, świetni ludzie, fajne miejsce, czyli fotorelacja z II Zlotu Honda Shadow 125 PL. Grupa, którą założyłem z Mirkiem, a następnie administrowanie przekazałem Adamowi, dzięki któremu się ona rozwija i dzisiaj liczy sobie 264 osoby z całej Polski.

Poniżej kilka zdjęć mojego autorstwa (oprócz pierwszego zbiorowego)





W ruinach zamku nad Wisłą. Bobrowniki.
Toruń. Bulwar Filadelfijski
And the banner goes to..!
A niżej trochę zdjęć z naszej strony, a właściwie grupy, z FB.
Czekając na prom, który przewiezie nas na drugą stronę Wisły
Czekając na..?

Przeprawa promowa

Gra o Tron? Nocna Straż? Nie, to my przy tężniach w Ciechocinku









Zlot odbył się na campingu Tramp





środa, 24 maja 2017

Honda Shadow 600VT

Powrót do źródeł, czyli zakup Honda Shadow 600vt. Sprzęt wiekowy, bo z 1992, kilka rzeczy do wymiany, ale moto daje sporo radochy. Fajne brzmienie i zwracający uwagę wygląd. Może nie do dalekich tras, ale nie o zasięg i szybkość tu chodzi. Chodzi o coś innego. Ci co to czują, wiedzą.
Mam nadzieję, że się z nią zaprzyjaźnię i zostanie u mnie dłużej.

środa, 17 maja 2017

O la la! Transplanty dwa...

Długi majowy weekend to dobry czas, żeby wyruszyć gdzieś motocyklem. Nie musi być daleko i do tego jest dobrze, gdy i towarzystwo jest jak należy. Tym razem było wszystko. Wraz z Muchem, który oprócz humoru, zabrał i Olę, wyruszyliśmy przez Pomorze Środkowe, w stronę Słowińskiego Parku Narodowego.
Pogoda była całkiem słoneczna, jednak nie było zbyt ciepło. W odróżnienia od mojego poprzedniego sprzętu (Honda Black Widow), Honda Transalp XL700VA pozwala cieszyć się jazdą bez zbytniego wybatożenia wiatrem w klatę, więc było całkiem znośnie. Much również na Transalpie, tyle że 600. I nieco starszym, ale za to z większą owiewką. Do czasu….

Ruszyliśmy bocznymi drogami, w sporej mierze znanymi nam z wyprawy rowerowej w 2011 roku. Zieloność powoli kwitnie, motocykle działają idealnie, cóż potrzeba więcej do szczęścia? No może np. zjazdu w jeszcze bardziej boczną drogę. Najlepiej taką bez asfaltu. Tak też robimy, jadąc także nam znaną polną ścieżką. Daję Muchowi znać, żeby jechał pierwszy, gdyż moje Anakee III w lekkim błocie i piasku spiskują przeciw mnie i chcą dokonać przewrotu. Jadę więc ostrożnie. Wkrótce pierwsza przeprawa przez większą wodę i błotne koleiny. Jest OK, jadę więc pierwszy. Po kilku minutach, we wstecznym lusterku zauważam brak Muchego. Zatrzymuję się więc i, żeby nie wracać po błocie na którym ledwo utrzymuję równowagę, zostawiam motocykl i idę z powrotem około 300 metrów, gdzie spotykam towarzyszy. Ich Transplant już stoi, jednak złamana owiewka świadczy o wywrotce. Po chwili ruszamy dalej i kilka kilometrów dalej dojeżdżamy do asfaltu, który w końcu zaczynam doceniać i lubić.
Po kilku przystankach na zrobienie zdjęć (m.in. na jednym z nich ja uszkadzam owiewkę w moim sprzęcie, gdy ten zdradziecko podczas manewru na pokrytej kretowiskami łączce, zdradziecko usiłuje się położyć i opiera się o poręcz wiaty), po południu docieramy w okolice Smołdzina. Znajdujemy kwaterę, po czym ruszamy w las. Są nawet i bunkry. Jest też i Jack Daniels i zachód słońca nad morzem i morzem zielonego lasu. Do tego świetne towarzystwo. Jeśli to nie jest najlepsze co być może, to już sam nie wiem. 
Po powrocie na miejsce noclegu, na tyłach domu spędzamy jeszcze ze dwie godziny przy ognisku, piekąc kiełbaski, sącząc Bourbona i głupiejemy do reszty. I o to chodzi.

Kolejnego dnia trochę czasu na plaży oraz wejście na latarnię morską. Co ciekawe, jeżdżę do SPN już ćwierć wieku, ale nigdy nie byłem na tej latarni. Widok rzeczywiście niesamowity. U góry jest nieco wąsko i dla osób nie lubiących dużych wysokości, to może być przeżycie (vide: Much). Trwa akurat jakiś bieg na 10 km po Parku, więc co chwilę mijają nas jacyś zawodnicy (oczywiście nie na samej latarni, ale w lesie).
Wracamy nie za szybko, gdyż brak owiewki u Muchego, mógłby spowodować jego zdmuchnięcie z siodła wraz z pasażerką. Przy elektrowni wodnej w Zydowie następuje czas na ostatnie zdjęcia i pożegnanie. Kilka kilometrów później machamy sobie kuframi, rękami, kierunkowskazami, po czym ja kieruję się w stronę Czarnego i na Złotów, a oni przez Bobolice na Złocieniec.
Dzięki Much! Dzięki Ola! Fajna dwudniowa wycieczka. Chcę jeszcze.