wtorek, 25 grudnia 2018

Kaszuby, Bałtyk i Mazury, czyli cuda wojskowej architektury (ale tylko trochę)

29 sierpnia - 1 września 2018
W drugiej połowie września naszła mnie ochota na zakup motocykla szybszego i bardziej pakownego, niż honda shadow vt600, która mimo swojego charakteru i brzmienia niekoniecznie jest wygodna do kilkusetkilometrowych przebiegów z bagażem (mimo, że i takie trasy na niej robiłem, patrz - poprzedni wpis). Miałem ochotę na turystyczny kilkudniowy wyjazd motocyklowy, a wciąż miałem w pamięci komfort jaki w zakresie mototurystyki dawała honda transalp. Tym razem chciałem coś tańszego, jednocześnie bardziej klasycznego i najlepiej, żeby miało kufry i było niezawodne. Po około trzech godzinach spędzonych na olx, znalazłem. I od razu wiedziałem, że to jest to, gdy zobaczyłem na zdjęciach. Oględziny i jazda próbna tylko mnie utwierdziły. W ten sposób stałem się właścicielem hondy ntv 650 z 1996 roku. Mimo, że motocykl ma swoje lata, to jeździ i wygląda jak nowy. Do tego ma to coś, czego nigdy nie miałem w moich poprzednich motocyklach, czyli wał kardana. To naprawdę wygodna sprawa.

Ale do rzeczy. Chodziło o kilkudniową wycieczkę. Wyruszyłem w środę i swoimi ulubionymi, dziurawymi dróżkami ruszyłem przez Pomorze Środkowe do Słowińskiego Parku Narodowego. Tam spędziłem wieczór, noc i poranek. Spanie w namiocie.

Z kolei przez Kaszuby dotarłem do Olsztyna. Tam znalazłem fajny camping tuż nad jeziorem, położony na wylocie miasta. Trzeba było dojechać kawałek polną drogą i mimo, że na mapie wygląda to tak, że jest się prawie w mieście, to naprawdę jest jak na wsi. Nazwa adekwatna - Agro Camping. Właściciele bardzo sympatyczni, miejsce rewelacyjne. Ponieważ był to ostatni weekend września, okazało się, że byłem jedynym klientem, co akurat bardzo mnie ucieszyło.

Kolejnego dnia od rana było zimno i padał deszcz. Tak więc do około 15.00 leżałem w namiocie i odpoczywałem czytając książkę. Po 15.00 postanowiłem się rozruszać i zwiedzić okolice. Oczywiście motocyklem. Zrobiłem chyba prawie 100 km po okolicznych wioskach, po drogach byle jakich i bardzo dobrych. Zakończyłem pizzą w Olsztynie i o zmroku wróciłem na pole namiotowe. Wieczorem sympatycznie spędzony czas przy ognisku z właścicielami posesji.

Rano pakowanie i odjazd około 7.00. Słonecznie, ale już zimno. Po drodze zakup kasku w sklepie motocyklowym koło Iławy i po południu w sobotę byłem już w domu. Bardzo udany wypad, a ja jeszcze bardziej polubiłem mój nowy nabytek, czyli hondę ntv 650.

Poniżej fotorelacja.
Nie, nie - to w Polsce wbrew pozorom.

Po drodze postoje w ładnych miejscach
To jest dopiero droga. Takie lubię najbardziej.
Zachód słońca z widokiem na stare wojskowe hangary. Pięknie, czyż nie?

Poranny spacer plażą
Miejsce biwakowania
Postój gdzieś na Kaszubach
Postój gdzieś na Warmii

A to już pole namiotowe w Olsztynie. Wioska po prostu, no nie? ;)

Dojazd do campingu. Niestety wkrótce na łąkach staną domy, a droga zostanie pokryta asfaltem lub brukiem
Taki oto poranek

Widok z namiotu. Poranek wilgotny i mglisty
Gęsi pogoda na zraża. Pilnują mojego motocykla. Nawet przede mną.
Przejażdżka wokół okolic Olsztyna. W pewnym momencie asfalt się skończył.
Przerwa na papierosa.
Przerwa na pizzę i kawę.
Powrót na camping. Prawda, że ładnie?
Kolejny poranek
Widok na moje miejsce
W drodze powrotnej tradycyjny postój na polach grunwaldzkich na kawkę


Kolejny postój gdzieś w trasie.
Bardzo polubiłem mój nowy nabytek - kask szczękowy Nolan
Ostatni postój, gdzieś między Tucholą a Grudziądzem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz